Jedna z trzech moich ulubionych chińskich stron zadziwia mnie coraz bardziej. Kiedy w okolicach września/października w Zarze pojawiła się pewna sukienka, ja płakałam rzewnymi łzami z dwóch powodów. Najpierw płakałam, że kosztuje miliony monet, więc nie ma opcji, żebym ją kupiła. Później, kiedy jej cena poleciała na łeb na szyję, a ja z wypiekami na policzkach wklepywałam adres Zarazy w wyszukiwarkę okazało się, że została wykupiona. Pożegnałam więc piękną czarno-białą sukienkę w kratkę, z frędzlami u dołu i przy dekolcie – plując sobie przy tym w brodę, że „trzeba było sprawdzać wyprzedaże na bieżąco”.
Aż tu nagle (środek marca) przeglądam sobie stronkę moich małych, chińskich przyjaciół i co widzę? No jasne. Oczywiście! Jest i ona. Mój obiekt westchnień i pretensji do siebie samej. Na dodatek cena jeszcze niższa niż zarowa – wyprzedażowa. Ha! Jak nic „bierę” (i nauczona doświadczeniem podejrzewam przy tym jakiś haczyk).
Haczyk moi mili Państwo jest maleńki niczym ten przy wędce. Sukienka Zafulowa ma przy kieszonkach wykończenia materiałowe. Zarowa miała skórzane. „Phiii… też mi różnica” – rzuciłam pogardliwie (zupełnie jakbym chciała, żeby Ci z Zary to usłyszeli) i ruszyłam w miasto zbierając po drodze spojrzenia przechodniów 😉
SUKIENKA: Zaful (tutaj)
TOREBKA: Zaful (tutaj)
KURTKA: Bon Prix (tutaj)
BOTKI: H&M (końcówka wyprzedaży zima 2016/17)